Od dłuższego czasu planowałem napisać post o podobnej treści. Traf sprawił, że na sp-group pojawiła się sugestia zainicjowania dyskusji na powyższy temat.
Otóż uważam, że nie nie możemy w sposób jednoznaczny (zero-jedynkowy) ustosunkować się do tego zagadnienia, bo jest ono złożone, a i moja ocena subiektywna.
Pojęcie uzależnienie można traktować w dwojaki sposób.
Pixabay.jpg
Uzależnienie cywilizacyjne.
Niejako wymuszone przez rozwój technologiczny, którego źródłem jest zysk materialny (sprzedaż). Wydaje mi się, że gdyby nie czysto materialna intencja hipotetycznego producenta, na telefon komórkowy (przykładowo) czekali byśmy dużo dłużej. Wyobraźmy sobie odmienną sytuację – pracownicy naukowi dostali zadanie opracowania przydatnego urządzenia, np. smartfonu. Ponieważ są oni głównie opłacani z budżetu państwa, mają stałe etaty, nie pracują pod presją czasu, wszystko to przekłada się na niską dynamikę całego procesu. Główną motywacją towarzyszącącą ich pracy jest raczej podejście naukowe, wynalazczość.
Oczywistym jest, że w naszych czasach głównym motorem rozwoju technologii nie jest sama idea, lecz oczekiwany profit. Głównie, bo pamiętajmy też o wynalazcach, kierujących się odmiennymi motywami, choćby Leonardo da Vinci,dla którego adopcja wynalazku miała ważniejsze znaczenie niż zysk materialny. Można się tu pokusić o niekoniecznie prawdziwe stwierdzenie, że istnieje związek pomiędzy chęcią szybkiego wzbogacenia się i nienadążaniem przeciętnego umysłu za oferowanymi nowinkami technologicznymi. W dawnych czasach była sobie socha do orania i kupka kamieni do liczenia snopków(ew. dwukolorowe do głosowania) – i przez wieki wszystko było jasne, co do czego służy. Dziś, aby zrozumieć jak działa np. inteligentne rolnictwo, budynek czy kalkulator, musielibyśmy dogłębnie przyswająć sobie wiedzę na dany temat.
Kiedy zgłosiłem się do swego promotora (druga połowa XX wieku), ten w bardzo niewyszany sposób (czyli z awanturą) skrytykował mnie za fakt używania kalkulatora na potrzeby swych obliczeń w miejsce suwaka logarytmicznego. Że niby nie wiemy co w nim siedzi, i czy nas nie oszukuje. A na suwaku wszystko widać.
Powszechnie wiadomo, że w praktyce to technologia wymusza aktywność umysłową, a nie odwrotnie. Można w tym miejscu użyć prowokacyjnego pytania - czy taka sytuacja jest naturalnym zjawiskiem?
Około 1000 km na południe znajduje się wielkie miasto. Tutaj można znaleźć cywilizowanych ludzi. Cywilizowani ludzie sprzeciwili się dostosowaniu siebie do otoczenia. Woleli dostosować otoczenie tak by im służyło. Dlatego zbudowali miasta, drogi, pojazdy, maszyny. A także linie energetyczne potrzebne do uruchomienia ułatwiających życie urządzeń. Lecz nie wiedzą kiedy należy przestać. Im bardziej udoskonalają swoje otoczenie by uczynić życie łatwiejszym tym bardziej staje się ono skomplikowane. Teraz ich dzieci są skazane na 10 do 15 lat szkoły, by się nauczyły jak przeżyć w tym skomplikowanym i niebezpiecznym środowisku. A cywilizowany człowiek, który nie zechciał dostosować się do otoczenia teraz zorientował się, że jednak się dostosował - nadal się dostosowuje każdej godziny każdego dnia do stworzonego przez siebie otoczenia.
To jest wycinek narracji wspaniałej komedii familijnej The gods must be crazy
Ażeby skłonić czytelnika do głębszej refleksji, wbiję ten kołek do koca. Mam wrażenie, że dawny ruch hippisowski, był nieuświadomioną formą sprzeciwu wobec uzależniającego systemu, bazującego na powszechnym i nachalnym narzucaniu technologii, a więc i zysku z jej eksploatacji. Również współcześnie można obserwować tęsknotę za prostotą i pragnieniem ucieczki z wysoko cywilizowanych społeczności, do tych mniej, np. na wieś, indyjskiego aszramu, a nawet krótkotrwały skok w bok w góry (wspinaczka dla złapania oddechu). Jednocześnie, nierozwagą byłoby odrzucanie dotychczasowego, współczesnego dorobku naukowego i technologicznego, na rzecz niektórych prymitywnych zachowań. Chociażby napicia się świeżej wody z leśnego źródełka (zamiast plastikowej butelki) samodzielnego rozpalenia ogniska na biwaku i zjedzenia upieczonego, a nawet spalonego ziemniaka, chodzenia boso po trawie w obwisłych i przewiewnych gaciach, a nawet delektowaniu się dźwiękiem swojego siku na środku polanki. Nie wspominając o zasyspianiu w śpiworze, wsłuchując się w świergolenie nocnych ptaków, zamiast telewizora sąsiada czy cyklicznego dźwięku w w blokowej rurze, po spuszczeniu wody przez któregoś z lokatorów. Trochę się rozmarzyłem.
Pojawia się w tym momencie pytanie – gdzie leży granica pomiędzy autentyczną potrzebą a uzależnieniem. Co ją definiuje? W tej chwili mamy do dyspozycji dwie przykładowe, zero- jedynkowe opcje – prymitywne z naszego punktu widzenia życie buszmena z Kalahari, i wysoce wymagające, ztechnologizowane trwanie w wielkomiejskiej pułapce. Znalezienie opcji pośredniej powiązane jest z rezygnacją pewnych udogodnień, których źródłem jest technologia, w zamian za odrobinę wolności. Której za synonim możemy uważać spokojny sen – bez koszmarów o niespłaconych kredytach (dom, samochód, studia, miliony różnych opłat itp.). Wolność – ogólnie wymaga ofiar, w omawianym przypadku – uzależniających czasem wygód. Np. stworzenie pilota, aby bez potrzeby wstawania z kanapy przełączyć kanał i nie narazić na utratę kilku kalorii, które i tak uzupełnimy wiadrem prażonej kukurydzy.Zupełnie bez sensu.
Podejrzewam, że pewna część bezdomnych, decyduje się na dobrowolną banicję, w akcie protestu przeciw zbyt silnej dla nich osobiście presji wymagającego środowiska. Ale to są tylko moje domysły.
Nie byłbym sobą, gdybym nie posłużył się w tym momencie socjotechniczną manipulacją (a co, telewizja może, a ja nie?). Ponieważ obrazy bardziej niż czytane słowo przemawiają do wyobraźni (choć ją przy tym rozleniwiają), kolejny raz odwołam się do ciekawych dialogów, które możemy usłyszeć oglądając remarke z film pt. Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia (remarke z 1951 roku). Możemy w nim ponownie spotkać Keanu Revesa, Rachel Weisz (Dziedzictwo Bourne’a) i Jadena Smith (Karate Kid). Ten akurat film warto obejrzeć ze względu na zawarty w nim przekaz – sama treść jest mniej istotna.
Obraz Shilpi Agarwal z Pixabay
Uzależnienie personalne.
W domyśle od opinii otoczenia..
Moim zdaniem, uzależnienie zawsze ma to samo źródło – w pierwszej kolejności przeżywane, intensywne uczucie przyjemności, następnie chęć jego powtarzania. W końcu umysł traci kontrolę i przekazuje ją bezmyślnej podświadomości w formie nawyku. Można powiedzieć, że został ofiarą wypracowanego przez siebie programu, ewentualnie zewnętrznych, manipulujących na nim indoktrynacji. Uzależnienie, którego skutkiem jest alkoholizm, palenie, socjal-media, gry, hazard, czy dłubanie w nosie bywa uciążliwe, ale nie tak niebezpieczne jak potencjalnie niekontrolowana nadpobudliwość seksualna, w tym również pedofilia. Od chwili moich pierwszych postów, zawsze trąbię niczym mamut na Syberii , że przyczyną kryminogennych zachowań jest utrata kontroli nad umysłem, czyli folgowanie emocjom. Remedium na tą uciążliwość jest oczyszczająca umysł medytacja, wypłukująca negatywne nawyki i uczucia.
Osobiście indokrynację postrzegam jako zamach na wrodzoną inteligencję, która zatruwana jest wartościami niezgodnymi z naturą. Np. wpajanie dziecku, że jego ciało jest nieczyste, albo, że urodziło się z grzechem pierworodnym, lub programowanie jego przeznaczenia, w życiu w zależności od płci, zwyczajów środowiskowych, politycznych itp.
W żadnym przypadku nie zamierzam krytykować masowego użytkownika aplikacji związanych z socjal-mediami – byłoby to daleko idące uproszczenie z mojej strony. Znakomitą większość appek stanowią ciekawe i pożyteczne narzędzia, ale zdarzające się wśród dzieci samobójstwa z powodu niskiej liczby polubień, wymaga wnikliwemu przyjrzeniu się temu fenomenowi. Pogoń i wzajemne współzawodnictwo o poparcie w sieci, osobiście postrzegam jako uzależnienie od oceny swojej osoby przez innych, których nawet nie znamy. Świadczy to moim zdaniem o niskiej samoocenie i niedostatecznym szacunku do swojej stoty, skoro zdajemy się na osąd innych. Z jakiej niby racji? Jestem dla siebie aż tak mało ważny, że muszę się podlizywać innym, aby mnie łaskawie zaakceptowali?
I tu właśnie widzę główne źródło problemu, związanego z socjal-mediami, które niejako przejęły rolę anonimowego arbitra, w miejsce nieznajdującego czasu na rozmowy z dzieckiem rodzica.
Skutek uzależnienia od socjal-mediów może wyglądać tak – czego oczywiście nikomu nie życzę.
Obraz Alexas_Fotos z Pixabay