trampmad

Komunikacja


Źródło

Podstawowym problemem ludzkości jest niedoskonałość skutecznego komunikowania się - jak na poziomie jednostki tak i całych grup społecznych. Pojęcie KOMUNIKACJI kojarzy mi się poniekąd ze znanym powszechnie MPT. Wsiadam do tramwaju, a ten nie interesując się moimi preferencjami wiezie mnie tam, gdzie został kiedyś zaprogramowany. Nasuwa mi się tu skojarzenie komunikacja jednostronna , która bardzo niewiele ma wspólnego z konstruktywnym dialogiem.

Otóż jak zauważam, absolutna większość ludzi nie potrafi, lub wręcz nie życzy sobie rozmawiać (dyskutować) z użyciem argumentów, a jedynie komunikuje swoje stanowisko na dany temat. Podobna sytuacja może stwarzać podstawy do kreowania postaw kojarzonych z przemocą - tymczasowo mentalną. Zgodnie z uogólnioną zasadą twierdzącą, że każdej akcji towarzyszy reakcja, logicznym jest pojawianie się nieakceptacji takiego przekazu. Niechlubnym przykładem może tu być zachowanie urzędników państwowych i politycznych.

Słownik, wspólna baza pojęć

Aby przekaz informacji (niezależnie - jedno czy dwustronny) był czytelny, komunikujące strony powinny wypracować "słownik" jednoznacznych, używanych pojęć, pozwalających unikać niejednoznacznych określeń. Nieporozumienia związane z błędnym wypowiadaniem się skutkują z większymi i mniejszymi konsekwencjami. Pobieżna znajomość podobnych do siebie werbalnie określeń może stwarzać niekonfortowe sytuacje. Np. w językach słowiańskich bardzo podstawowe pojęcia np. tata, mama, mleko, mięso, piwo, tak, i nie, brzmią i oznaczają raczej to samo. Poszerzając słownictwo o nowe pojęcia zauważamy pojawiające się pewne różnice. Np. w języku czeskim
peníze - to pieniądze (piniendze, piądze)
králík - to królik
kuře (wym. kurze) - to kura
Drążąc głębiej możemy się natknąć na poważniejsze różnice;
dívka - to dziewczyna (czyli laska, zdecydowanie nie dziwka)
děvka - to dziwka (zdecydowanie)
láska - to miłość
pivnice - to piwiarnia
sklep - to piwnica
obhod - to sklep
No i bardzo ważne - šuka znaczy bzyka (nie mylić z bzyczeniem). Pobieżna jedynie znajomość pojęć może mieć większe lub mniejsze konsekwencje w zależności od sytuacji. Wyobraźmy sobie, że zostaliśmy zaproszeni na oficjalny bankiet, wydany z jakiejś okazji przez czeskich organizatorów. Nieświadomi swej ignorancji odpalamy minę stwierdzeniem, że wczoraj "w sklepie szukałem królika". W dosłownym tłumaczeniu oznacza, że wczoraj w piwnicy zabawiałem się z królikiem. Publiczne przyznanie do zachowań zoofilskich raczej nie należy do komfortowej sytuacji.

Podobnych przykładów beztroskiego używania zbliżonych w brzmieniu ale odmiennych nieraz wulgarnych znaczeń, można się doszukać więcej, również w konfiguracjach z innymi językami. Ostrzegam szczególnie przed aplikowaniem w krajach bałkańskich wyrazów zawierających "kur" które nie mają nic wspólnego ani z kurą, kurczakiem, kurem czy kogutem, i jest bardzo wulgarny. Zalecam daleko idącą ostrożność podczas spędzania urlopu w tamtejszych rejonach a szczególnie podczas wizyt w restauracjach. Ponieważ istnieje potencjalne niebezpieczeństwo otrzymania na półmisku przedmiotu z rodzaju tego, jakim swego czasu nasz niedoczesany (na głowie) były już poseł, wywijał niby Janosik ciupagą na zbójeckiej wyprawie. No, chyba że już nas tam znają i wyrozumiale zaserwują jednak kurczaka.

Tak więc jednoznacznie określona nomenklatura pojęciowa jest absolutnie niezbędna w procesie porozumiewania. Również na krajowym podwórku. Ponieważ języki również ewoluują, powinniśmy być czujni i nadążać z ich aktualizacją. W latach mojej młodości, klasyczny podręcznik do nauki angielskiego oferował sakramentalne "Hello, hałdujudu", które ewoluowało (przynajmniej w Szkocji) do jakiegoś bełkotliwego w mojej percepcji "hajdun". Myślę, że pomimo odmiennej, werbalnej ekspresji samo znaczenie pozdrowienia zostało zachowane. To samo dotyczy pozostałych krajów, których języka przyszło nam się uczyć. Spotykałem osoby, które rzucone losem do Szkocji świetnie nauczyły się tam lokalnego języka konwersacyjnego (szkocki angielski), mając przy tym problemy z porozumiewaniem się w Londynie. Gdyby nie masa imigrantów uczących się poprawnej, podręcznikowej angielszyzny, oraz edukującej się młodzieży, kontakt werbalny byłby bardzo utrudniony. Szczególnie w relacjach ze starszym pokoleniem, dla których język angielski bardzo odbiega od tego, którym posługują się w domu.

Prawdziwym wyzwaniem jest komunikowanie się z autochtonami z Glasgow, z ich egzotycznym akcentem. Wybitnie zróżnicowny jest lokalny język w okolicach Aberdeen, który sprawiał na mnie wrażenie jakby nordyckiego. Trudno się w tym wszystkim odnaleźć, ponieważ jednoznaczna identyfikacja języka, w którego składzie można znaleźć oryginalny szkocki którym posługiwali się Celtowie (Gaelik), szkocki (pochodzenie północno-angielskie) i szkocka odmiana języka angielskiego jest bardzo trudna i ostatecznie raczej bezcelowa. Podobnie jak na przykładzie próby konwersacji polsko-czeskiej, nietrudno o nieporozumienie w pojęciach angielsko-szkockich. I tak angielska tea (herbata) w języku szkockim oznacza kolację.

Na potrzeby lokalnych społeczności, ewoluują dialekty takie jak prawniczy, korporacyjny, więzienny, polityczny, graczy komputerowych, informatyczny, krypto (zob. analiza techniczna), Stream language i pewnie wiele innych, których nazwy nie przychodzą mi w tej chwili do głowy. Tak swoją drogą naszła mnie myśl, że język prawniczy powstał po to, aby prawnicy mogli sobie wzajemnie podrzucać niezorientowanych klientów. Podmiot zawiera umowę na podstawie stworzonej wersji jednej kancelarii, następnie inna, z nią zaprzyjaźniona, interpretuje jej treść temu samemu klientowi. Taki myk jest godzien przebiegłości JK. Hi, hi.

Intencje

Konwersacja, czyli inaczej mówiąc wymiana opinii, z założenia ma doprowadzić do satysfakcjonującego strony konsensusu. Z założenia, bo w praktyce wygląda to często różnie. Otóż ze względu na powszechnie obserwowaną mentalną niedojrzałość rozmawiających, dopatrzyć się u nich można można znamion niskiej samooceny, której próba cerowania polega na narzucaniu własnej opinii innym. W takiej scenerii dyskusja, zamiast wymiany argumentów nabiera cech psychoterapii, w której uczestnicy sesji starają się wyrzucić z siebie wszystkie swoje frustracje. Aby terapia była skuteczna potrzebny jest obiekt, w naszym przypadku najlepiej przygwożdzony do ściany słuchacz, którego rolą jest jedynie akceptowanie wewnętrznych problemów rozmówcy (rozmówcom). Wydaje się, że równie skuteczną ale bardziej kulturalną metodą byłoby gadanie do księżyca, ponieważ mamy gwarancję, że nie będzie oponował. A o to właśnie chodzi. W przypadku podobnych intencji próba nawiązania kontaktu mija się z celem i obciąża kosztami całe przedsięwzięcie.
Oglądacze telewizorów łatwo mogą się przekonać, że w większości przypadków dyskusje polegają na wzajemnym przekrzykiwaniu się, każdy gada, a i tak nikt nikogo nie słucha.

Z rozrzewnieniem wspominam rzeczowe, kulturalne dyskusje w reżimowej kiedyś jeszcze telewizji, dziennikarzy formatu pana Mariana Turskiego w towarzystwie kolegów z okolicy redakcji Polityki. Klasyka kultury i lekcja konwersacji dla dzisiejszego, niedojrzałego jak merytorycznie tak i wiekowo dziennikarstwa. To se nevrati ti vole - jak mawiali nasi czescy sąsiedzi. Próbowałem odszukać na youtube próbkę wspomnianej dyskusji, ale bezskutecznie.

Różnice międzypokoleniowe.


Źródło

Warunkiem skutecznej komunikacji jest zaistnienie obopólnego dopasowania (jak kiedyś parowanie tranzystorów) zróżnicowanych stanów umysłów, wchodzących we wzajemną relację. Mają prawo mieć z tym problem osoby starsze, których umysł nasiąkał wcześniej innymi od współczesnych wartościami, oraz zrozumiała w ich wieku nie zawsze doskonała zdolność adaptacji do dynamicznie rozwijającego się świata - w tym technologii. Współczesna rzeczywistość jest wspaniała, pod warunkiem, że zbiorowy umysł potrafi ją kontrolować. Z żalem stwierdzam, że współczesne, technologiczne dobrodziejstwa są dostępne raczej dla młodych, pięknych, zdrowych, w miarę wykształconych i dynamicznych osób, pozostawiając na marginesie życia osoby z poprzedniego pokolenia, dla których nie tylko korzystanie ze smartfona, e-maila, rozbudowanego menu głosowego, ale i zrozumienie działania jest poza ich możliwościami. O magicznym uruchomieniu hulajnogi nie wspominając. Banki, urzędy i wszędzie gdzie tylko jest to możliwe, automatyzowane systemy zarządzania zastępują ludzi, których można-było kiedyś o coś zapytać. Tu nasuwa mi się określenie - dehumanizacja pracy, która generuje zyski finansowe kosztem zdrowia psychicznego marginalizowanych pracowników.
Bywają sytuacje, w których samotne, starsze osoby nie są w stanie kupić sobie biletu, zrobić odprawę, zarządzać kontem w banku, przebić się przez menu głosowe na infolinii, dokonać zakupu w sklepie internetowym. Dyskryminowane w ten sposób, bezradne i pełne obaw o swój los, wycofują swój umysł do czasów, gdy wszystko było w miarę proste, a przynajmniej zrozumiałe.

Komunikacja międzypokoleniowa, jeśli ma zaistnieć, uwarunkowana jest uaktywnieniem głębokich pokładów akceptacji, cierpliwości, i choć to może zabrzmieć nieco egzotycznie - wzajemnej empatii. Starsze, bardziej konserwatywne pokolenie, zakotwiczone w znanej sobie, bezpiecznej przeszłości musi zdobyć się na wysiłek zaakceptowania faktu, że ich świat przemija i teraz panują nowe zasady gry w życie. Jednak postępujący zanik sprawności umysłowej i kurczowe trzymanie się starego, znanego sobie, nie istniejącego już świata jest poważnym problemem. Taką świadomość powinni mieć reprezentanci milenialsów, Baby Boomers, pokolenia Z, pokolenia X i innych, które niewątpliwie się wkrótce pojawią. Ponieważ sami przejdą w przyszlości do kategorii starszego pokolenia i wypchnięci do skansenu przez swoich następców. Nowoczesnej technologii, a w szczególności rozwoju sztucznej inteligencji nie da się już moim zdaniem powstrzymać.

Brutalne uderzenie buzdyganem w czaszkę daje szansę zrozumienia faktu, że uaktywnienie naiwnie brzmiącego i krępującego dla ołańcuchowanego "macho" jako niemęskiego określenia "współodczuwanie" jest ratunkiem człowieka przed sklonowaniem go z AI (sztuczna inteligencja). Podobnie jak w przypadku szaraków - zero człowieczeństwa w zamian za adopcję technologii. Mam takie dziwne odczucie, że AI nie będzie się mogła całkowicie obejść bez pomocy zniewolonych biologicznych ciał Homo Sapiens.

Te same zasady dotyczą relacji z dziećmi, wnukami i prawnukami. Powinniśmy być świadomi, że nasz czas też kiedyś przeminie i powinniśmy być na to przygotowani. Poprzez ćwiczenie akceptacji przyszłych pokoleń, których my z koleji nie będziemy w stanie rozumieć.

Reasumując - komunikacja międzypokoleniowa choć czasem trudna, jest całkiem możliwa. Ale wymaga wysiłku, związanego z uruchomieniem tzw. uczuć wyższych jak empatia, cierpliwość i wyrozumiałość.

Komunikacja uniwersalna

Wnikliwemu czytelnikowi, pagnącemu zgłębiać temat komunikacji (również międzygatunkowej), dedykuję obejrzenie wspaniałego filmu pt. "Nowy początek", obrazującego wpływ na otaczającą nas rzeczywistość (w tym przypadku nawiązanie kontaktu z zupełnie odmiennym od naszego rodzaju inteligencji) może mieć pielęgnowanie w sobie takich walorów jak cierpliwość, wrażliwość i empatia. Na drugim końcu tego patyka, widzimy skutki zero-jedynkowego, pozbawionego uczuć myślenia, w prostej linii zmierzającego do konfrontacji. Gdyby nie wyjątkowe wrażliwość i rozumienia doniosłości kontaktu i później dialogu międzygatunkowego, ludzkość pozbawiona byłaby narzędzia pozwalającego na uniwersalną komunikację. I nie jest tu ważnym fakt przyporządkowania produkcji do kategorii s-f, lecz przemycenie sugesti, wskazującej na potencjalne możliwości rozwijania w sobie uczuć "wyższych". W tym uratowania świata przed dominacją autonomicznej kiedyś w przyszłości sztuczną inteligencją..

Nowy początek - Zalukaj
lub
Nowy początek - CDA

W naszych czasach niestety, jesteśmy zbyt zajęci "szybkim, intensywnym życiem" i samymi sobą aby inwestować w sensowną komunikację z innymi.


Źródło


Źródło


Źródło